
Być może tych kilka uwag o postmodernizmie jest spóźnione – wydawało mi się, że zjawisko, o którym chcę pisać jest tylko dziecięcą chorobą młodych poetów i krytyków (nie zawsze młodych) – bo „postmodernistyczna poezja” stała się kanonem.
Antoni Kępiński napisał, że schizofrenia to worek, do którego wrzucane jest wszystko to, czego nie można inaczej zaklasyfi kować. Podobnie postmodernizm jest workiem, do którego wrzuca się wszystko, czego nie można zaklasyfikować inaczej.
Postmodernizm jak wskazuje etymologia to „coś co jest po modernizmie”.
Modernizm to nowoczesność, ciągłe ulepszanie. Ale dokąd to może trwać? Czy można ulepszać poezję bez końca? Termin ten sugeruje, że modernizm się skończył i nastąpiła pustka, którą nazwano postmodernizmem. A może doszliśmy do ściany i postmodernizm to tylko walenie głową w mur… Druga metafora wydaje mi się bardziej trafną – nawiązuje do zachowań fiksacyjnych: nie potrafi my rozwiązać problemu, ale mimo braku skuteczności naszych działań ciągle bezrefleksyjnie powtarzamy je, mając nadzieję, że kiedyś się uda (ciągle próbujemy włożyć kluczyk od stacyjki samochodowej w zamek u drzwi mieszkania).
Moim zdaniem, to co teraz piszą młodzi poeci, a klasyfikowane jest jako postmodernizm, jest nadużyciem literackim wynikającym z dosłownego potraktowania metafory Edwarda Stachury – „wszystko jest poezją”.
Otóż, śmiem twierdzić, że nie wszystko jest poezją. Za Molierem powiedziałbym, że jest poezja i proza. Może młodzi poeci odkryliby wreszcie, że mówią nie wierszem, ale prozą. Pomieszanie epiki i liryki, uważam, to cecha „postmodernistycznej poezji”.
Nie da się zanegować klasycznego podziału rodzajów literackich. Epika, liryka i dramat rządzą się swoimi prawami i nie sposób ich ignorować. To, że prozę rozbije się na wersy nie spowoduje, że zmieni się ona w lirykę i odwrotnie.
Stosując podobną technikę, jaką uprawiają postmodernistyczni „poeci”, na blejtramie napis „chata za wsią” też jest postmodernistycznym obrazem – przecież wszystko jest malarstwem.
Zjawisko „postmodernistycznej poezji” jest dla mnie twórczością, która nie ma prawa do określania się jako poezja. Są to pewnego rodzaju zapiski epickie leniwych prozaików, którym się wydaje, że mogą być w ten sposób poetami.
Liryka jest trudna do zdefiniowania. Wielu próbowało określić, czym jest poezja. Stachura skwitował to słynnym stwierdzeniem,
które można strawestować i powiedzieć „wszystko jest prozą” lub „wszystko jest dramatem”. Te stwierdzenia będą tak samo prawdziwe jak stwierdzenie, że wszystko jest poezją. Nie można przyjmować tych uogólnień i naciąganych argumentów, by poezję traktować dowolnie.
Nie jestem zwolennikiem szufladkowania, ale tradycyjnego podziału literatury nie można odrzucić.
„Postmodernistyczna poezja” to próba przywrócenia komunikatywności wierszom. To prawda, że awangarda poetycka doprowadziła do zerwania więzi komunikacyjnych między autorem a czytelnikiem przez coraz dalej idące tropy stylistyczne, które stały się tak hermetyczne językowo, że tylko nieliczni potrafi ą to odebrać. Nie da się jednak wejść do tej samej rzeki. „Postmodernistyczni poeci” chcą trafić pod strzechy, ale jest to niemożliwe – poezja jest dla elity.
(„Prowincje Literackie” – bezpłatny dodatek „Radomskie Forum Literackie” nr 1, listopad 1996)