Radomski Pegaz obecnie

Pan Tomasz Tyczyński w artykule „Klika poetów” (Tygodnik Ilustrowany „Radomiak”, nr 1, 1993) stwierdza, że „radomskie jest prawdziwym zagłębiem poetyckim” i dodaje z przekąsem „liczba autorów jest mniej więcej równa liczbie zamieszkujących Radom czytelników poezji”.

Oj, niedobrze, niedobrze! Tylu poetów! Jeden powinien wystarczyć! Pan T. Tyczyński wyobraża sobie, że województwo nasze powinno być pustynią ze stojącym na jej środku dębem – najlepiej Miłoszem.

Moim zdaniem, kultura (poezja) powinna być jak las – potrzebna jest i ściółka, i runo, i podszyt, i zwykłe brzozy i sosny.

Autor, jako patriota lokalny, ma za złe piszącym, że tworzą – lepiej gdyby pili piwo. Jego przesłanie sprowadza się do stwierdzenia: w Radomiu nie powinno być poetów, w ogóle kultury – przecież to prowincja. Kultura jest tylko w Warszawie.

Poza tym, stwierdzenie, że poezję czytają tylko poeci jest nieprawdą – wystarczy sprawdzić ilość sprzedanych tomików. Poezja współczesna jest adresowana, nie do przeciętnego czytelnika, lecz do pewnej elity intelektualnej. Jest to normalne. Normalnym też jest, że elity z definicji są nieliczne. Podobną recepcję mają i inne dziedziny sztuki współczesnej (muzyka, plastyka itp.)

Autor artykułu sugeruje sponsorom, że lepiej jest dla kultury polskiej, jeśli oni przepiją swoje pieniądze, niż gdy wspomagają wydawnictwa. Jeśli ktoś związany(?) z kulturą propaguje takie hasła, to jest samobójcą. Może jego sponsor, też powinien przepić pieniądze przeznaczone na tę publikację i myślę, że kultura radomska wiele by nie straciła.

To, że sponsorzy popełniają(?) błędy w lokowaniu pieniędzy wynika, m. in. z braku uczciwej krytyki artystycznej. Biznesmen nie musi się znać na literaturze, ale powinien mieć dostęp do opinii o przedsięwzięciach, które ma zamiar finansować. Dlatego też pan T. Tyczyński postuluje powołanie cenzury, na razie estetycznej.

Wydaje mi się, że od oceny dzieł sztuki nie jest cenzura, tylko krytycy. Ale oni mogą zaistnieć tylko wtedy, kiedy mogą artykułować swoje opinie – muszą publikować recenzje w prasie. Ma nadzieję, że „Radomiak” znajdzie miejsce dla krytyki literackiej.

Pisze pan T. Tyczyński, że środowisko literackie Radomia jest kliką i klaką. A czy nie dostrzega, że literaci Warszawy, Krakowa etc. tworzą też klikę i klakę. Zastanawiam się, czy aby być poetą w Radomiu trzeba być namaszczonym przez warszawiaka. A może londyńczyk byłby lepszy?

Autor lansuje pana Konrada Kąkolewskiego na wybitnego poetę radomskiego. Ma za złe środowisku, że pan K. Kąkolewski wydał swoje książki w Rzeszowie. Może tak chciał? Może nie chce być poetą radomskim? Czy zwracał się do kogoś w Radomiu z prośbą o wydanie swoich książek?

Na koniec chcę stwierdzić, że publikacja pana T. Tyczyńskiego jest sabotażem godzącym w kulturę radomską (sponsorzy usłuchają autora i zaczną więcej pić piwa, zamiast sponsorować kulturę), a pośrednio w istnienie naszego województwa. Traktuję ten artykuł jako próbę deprecjacji dorobku kultury Radomskiego i zapowiedź demontażu województwa (przecież od czegoś trzeba zacząć – czemu nie od poezji?). (1993)

Komentarz po (prawie) 30 latach

W 1999 r. województwo radomskie przestało istnieć – centrum kulturalne, jak chciał pan T. Tyczyński, jest w Warszawie.

Obecnie (2022) Radom jest miastem powiatowym, jak setki innych w Polsce. Poetów właściwie nie ma – spełniło się marzenie „twórcy” kultury radomskiej.

Sam pan T. Tyczyński zrobił karierę – jest kuratorem Muzeum Witolda Gombrowicza, w czerwcu 2015 r. został doradcą prezydenta Radomia – Radosława Witkowskiego.

Pan Konrad Kąkolewski też zrobił karierę – może nie literacką – ale finansową, co doprowadziło go w końcu do aresztu, jako prezesa GetBack (patrz: afera GetBack).